Literatura bardzo często powstaje na marginesach. W podniszczonych brulionach, na kartonowych pudełkach, w niezapisanych do końca kalendarzach. Gdziekolwiek. Wszędzie, gdzie tylko pismo może się utrwalić. Literatura bowiem potrzebuje tego utrwalenia. Nie wystarczy jej powiedzenie czy opowieść przy najbardziej nastrojowym ognisku świata. Literatura wymaga nośnika. Podawania sobie słów nawzajem i na zawsze. Jest historiami, które nie przepadają, ale trwają sobie niezależnie ponad wszystkim. Ponad całą rupieciarnią codzienności.
Literatura recyclingu
Pisanie na marginesach, na resztkach kartek, na zdekonstruowanych pudełkach i opakowaniach – to wszystko kojarzy się z recyclingiem literatury. Z odzyskiwaniem nie tylko materii, ale też słów. Z przyznawaniem im kolejnych znaczeń. Z ratowaniem opowieści, które są w nas i które są dla nas, a o których niejednokrotnie tak często zapominamy. Lekceważąc to, co nie lśni na zewnątrz, ale skrywa się gdzieś na obrzeżach.
Lektura na wysypisku
Marginesy są odpowiednie nie tylko do pisania i do opisywania, ale także do czytania. Czytać i pisać bowiem można naprawdę wszędzie. Nie tylko w idealnej przestrzeni nowoczesnej biblioteki. Ale niemalże wszędzie. Idealną ilustracją tej tezy jest genialne zdjęcie Micaha Alberta z USA Kobieta czytająca na wysypisku śmieci w Nairobi. Oto czytelniczka, która nie potrzebuje niczego poza samym tekstem, która nasyca się słowami, a odrażające otoczenie przestaje dla niej mieć jakiekolwiek znaczenie. To zdjęcie pokazuje, że w literaturze można przepaść, że literatura unieważnia na chwilę lub na dłużej rzeczywistość, kiedy sama w sobie bywa wyrazista. Dobra literatura wciąga i pociąga. Nie pozwala oderwać się od kartki, od ekranu, od nośnika. Jest sposobem na życie, a często także na przeżycie.